W dniach 16-18 stycznia 2019 roku członkowie naszej grupy wzieli udział w eksperymencie żywej archeologii organizowanym przez jednego z naszych członków w kooperacji ze Stowarzyszeniem krzewienia kultury słowiańskiej JAWIA. założeniem tego śmiałego projektu była wycinka drzew oraz budowa półziemianki w warunkach styczniowych mrozów. Jak wszyscy wiemy najcięższe dni stycznia – te w których wahania temperatur są największe – to okolice pełni księżyca. Data tego wydarzenia została specjalnie dobrana pod tym kątem. Mróz dochodzący w nocy przy gruncie w lesie do -16°C oraz pękający lód skuwający jezioro okazały się nie być aż tak uciążliwym problemem. Atmosferę rozgrzewali ludzie o gorących sercach i radosnych duszach. Piękna okolica – mieszany las z przewagą wysokich sosen nad brzegiem zalewu, oraz rozbity obóz na wprost starego dębu swymi widokami zapierały dech w piersi. Pogoda dopisała – Swaróg pięknie przyświecał za dnia. Te „okoliczności przyrody” po prostu trzeba ujżeć, poczuć osobiście. Samo obcowanie z naturą w takich warunkach to pouczające duchowe przeżycie. Łącznie w obozie znalazło się około 20 osób. podczas imprezy prace podzielone były na kilka etapów: narzędziami z epoki ścinaliśmy drzewa, korowaliśmy je po czym używaliśmy przy konstruowaniu ziemianki we wcześniej przygotowanej przez organizatorów jamie.
Dnie zleciały nam na pracy, wieczory i noce na rozmowach przy ognisku oraz eksperymentach z rozpalaniem tzw. nodii (ogniska syberyjskiego) z mokrego drewna. Obozowe życie w zimowym lesie wymaga stałego podtrzymania ognia oraz dużej ilości ciepłej strawy. Wszebora – na prośbę organizatorów wzięła na siebie zadanie wyżywienia 18 zmęczonych uderzaniem toporami oraz budową chaty chłopów. W opinii wszystkich zadanie to wypełniła doskonale przewyższając początkowe ich wyobrażenia. Nasz wódz dzielnie pomagał przy budowie ziemianki korując, przycinając oraz przybijając, Sigurd zabezpieczył kuchnię w opał i stale pilnował, by zawsze była należyta ilość drwa do położenia. Anielka – będąc organizatorem miotał się wszędzie i ogarniał co się da i gdzie się da. Szło mu na tyle sprawnie, że w niedzielę mógł skupić się na kładzeniu więźby chaty. Wspólnie uznaliśmy, że impreza jest na tyle udana, że na stałe wpiszemy odwiedzanie pięknego zalewu Poraj w nasz styczniowy kalendarz wyjazdów.
Nasze zmagania możecie zobaczyć tu:
Strona Stowarzyszenia Krzewienia Kultury Słowiańskiej:
Do Bukowiny Tatrzańskiej dotarliśmy w zmienionym składnie – analogicznie do roku poprzedniego gawrowa młodzież pozostała w domu. Zacieśniliśmy stosunki z Hordą Włóczni i Młota i obiecaliśmy pomóc w organizacji imprezy w Nowym Targu.
Sigurd i Astrid wzięli udział w dwóch turniejach – łuczniczym oraz Taniego Wina. Wyrób wino podobny „Jabłuszko Sandomierskie” tak posmakowało jurorom, że otrzymało laur konsumenta. Hakon, Dallak oraz Daniel uczestniczyli w wrozgrywkach kubba. Był to pierwszy wyjazd Kasi, sama wypowiada się o nim następująco: „Nie zapomnę do końca życia!”
Pomerania to mały festiwal skierowany głównie na turystów ciekawych historii. Nasz wódz zainteresował gawiedź opowieściami słowiańskimi, a chętnych nauczał rozpalania ognia. Wróżyliśmy z run, śpiewające dziewczyny umilały czas pieśniami. Udzieliliśmy wywiadu do radia, wielu gości było chętnych na wspólne zdjęcia i rozmowy.
Upał, miliony turystów, ludzie robiący zakupy na kramach koślawym angielskim – tak, to Wolin. Drugi rok z rzędu zawitaliśmy w to miejsce. Drugi rok z rzędu
W tym roku odwiedziliśmy Uniejów po raz drugi – na szczęście dostaliśmy pozwolenie na palenie ognia. Znowu padał deszcz, znowu było zimno… Chyba taki urok tego miejsca.
Mieliśmy okazję ponownie spotkać naszych przyjaciół z G.R.H. KARBALA oraz poznać nowych – nie byliśmy jedną wczesną drużyną!
W imprezę mieliśmy niemały wkład -nasi łucznicy brali udział w turnieju, Kresislava opowiadała gościom o modzie Słowian i Wikingów, a biesiadnikom umilaliśmy wieczór tradycyjnymi pieśniami.
Nasze kobiety odwiedziły Załęcze w celu prowadzenia warsztatu śpiewu. Zainteresowanymi nauką były dwie grupy: pierwsza z Ukrainy i Polski, druga z Rosji. Nasze dziewczyny nie zawiodły – nauka nie poszła na marne. Wspólnymi siłami nauczyłyśmy śpiewać młodzież i dorosłych „Wianeczek”.
W szkole specjalnej w Zgierzu byliśmy po raz drugi. Dzieci były szczęśliwe mogąc przebrać się za Słowian i razem z nami bawić się, pśiewać. Szkoła zorganizowała przepyszny poczęstunek, a tutejsza drużyna zaoferowała nam „dzikie tańce”.
Zorganizowana przez nas pokazowa lekcja historii cieszyła się dużym zainteresowaniem. Pacjenci mogli spróbować chwaściaków. Na spotkanie przybyli również lekarze oraz obsługa, pytań nie było końca!
Największą furorę zrobił Wódz i nasz gawrowy pies Arkona, który dostał oficjalną zgodę na wejście do szpitala.
Do Bukowiny wyruszyliśmy w bardzo okrojonym gronie. Łódzka młodzież (Częstowojna, Radowid, Jaromira i Kresislava) odpaliła Golfa III opuszczając piękne miasto w centrum Polski. Do tej pory zastanawiamy się, w jaki sposób przeżyliśmy podróż… Samochód był załadowany do granic możliwości, dziewczynom siedzącym na tyle cały czas na głowę spadał szpej. W tajemnicy przed wodzostwem wstąpiliśmy kilka razy do McDonalda na wielką wyżerkę. W drodze towarzyszyły nam melodie Percivala Schuttenbacha.
Na miejscu sami rozstawiliśmy sakosna i przygotowaliśmy miejsce do spania. Po krótkim czasie dołączyli do nas Einar wraz z małżonką. Radowid, który miał ich bezpiecznie dostarczyć poprowadził Golfa III okrężną drogą poprzez obce słowackie ziemie… Na druzynników czekaliśmy ponad dwie godziny.
W górach nie trudno o wypadek – przekonała się o tym na własnej skórze Jaromira. Znosząc akcesoria kuchenne potknęła się i skręciła nogę. Do końca imprezy towarzyszyła jej podpora w postaci kija. Kresislava będąc w 5 miesiącu ciąży spędzała czas głównie na jedzeniu oscypków, leżakowaniu i spaniu.
II Turniej Bardów zakończył się dla nas wygraną – za pierwsze miejsce otrzymaliśmy namiot.
Jadąc do Łęczycy nie wiedzieliśmy co nas tam spotka. Był to całkiem odmienny jak do tej pory punkt na mapie naszych wyjazdów. Od organizatorów otrzymaliśmy nietypowe miejsce na rozbicie obozu – sam środek rynku, kostka brukowa. Niestety (albo stety) śledzie nie dały rady twardemu materiałowi i przenieśliśmy się w okolice zamku.
Uszczęśliwił nas wyłaniający się zza traw widok sklepu Żabka oraz bliska obecność foodtrucków. W jednym z nich serwowano ziemniaki, które dla nas, X-wiecznych Pomorzan, Rusinów i Nordmanów są zabójczo trujące. Ale po godzinach, gdy hordy turystów przeminęły, ze smakiem podjadaliśmy frytki z keczupem.
Pracy na kuchni było ogrom, pot łał się strumieniami, a gości wciąż przybywało. Jednak daliśmy radę i nikt nie opuścił nas głodny.
Odyseja Historyczna w Leszczynku to chyba jedyna taka impreza, gdzie na obiad może wpaść SSmann, w oddali słychać „Kartagina! *** Świnia!”, a wybuchy z armat są kołysanką nuconą do snu.
Jako świeża drużyna zasłynęliśmy naszą kuchnią, można było spotkać u nas międzyepokowe tłumy degustujące parzybrodę. Wieczorem główną atrakcją w obozie była zabawa na stołkach – przeciwnikowi daje się klapsy w twarz, aż któryś straci równowagę i przegra. Rekordem były aż 52 uderzenia! Niestety siedziska nie wytrzymały dzikich tłumów i rozleciały się…
Nasze dziewczyny – Jaromira i Kresislava zrobiły furorę na Odyseji Kosmicznej pojawiając się w samych ręcznikach z irackimi kaskami na głowach.
Bardzo miłym elementem było poznanie naszych przyjaciół z G.R.H. KARBALA, z którymi często widujemy się na wyjazdach.
Uniejów jest miejscem słynącym z malowniczych terenów, zamku i otaczającego go parku oraz Term, które można by było nazwać „kurortem Łodzian”.
Miasto odwiedziliśmy pod koniec czerwca jako uczestnicy corocznego turnieju rycerskiego. Byliśmy jedyną grupą odtwarzającą wczesne średniowiecze. Od organizatorów na wstępie dostaliśmy absolutny zakaz palenia ognia. Rekowyjazd bez Świętego Ognia? Trochę lipa… Ani to się ogrzac, ani zjeść kiełbaski.
Pogoda była jaka była – błoto i zimno ma tyle samo zwolenników co przeciwników. Miło zaskoczyła nas obecność wielu sławnych osobistości i wybitnych aktorów – m.in. spotkaliśmy Radosława Majdana i Małgorzatę Rozenek, a Daniel Olbrychski pozostawił nam pamiątkowy autograf.
Pierwszą imprezą, którą samodzielnie zorganizowaliśmy była Noc Kupały w Byszewach. Atrakcjami, które zorganizowaliśmy były liczne konkursy, warsztaty kowalskie oraz tkackie prowadzone przez Kresislavę oraz Jaromirę. Turyści mogli skosztować dań kuchni wczesnośredniowiecznej, jakże zdziwieni byli, że w zupach nie ma ziemniaków.
Zwieńczeniem był spektakl przygotowany przez nasze śpiewające dziewczyny oraz obrządek kupalny.
W dzień święta Mokoszy wyruszyiśmy do Rzeczycy na III Mokoszowisko – imprezę organizowaną przez Ród Dębowego Liścia. Był to pierwszy wyjazd Kresislavy (jeszcze jako Agaty). Nie miała nic, ani butów ani giezła, jednak Wszebora nie zostawiła jej na lodzie i ubrała ją w prosty strój. Miło wspominamy tą podróż – wszyscy członkowie zmieścili się do „Gawrowozu” – niebieskiego autobusu mieszczącego 9 osób i sprzęt. Chciałoby się aż powiedzieć „kiedyś to było”…
Jako święto kobiece na imprezie nie ma walk, jednak uczestniczyć można w różnych konkursach – pieczenie podpłomyków, konkurs wodzianek oraz konkurs na męża idealnego. To właśnie w nim zwyciężył nasz wódz. Do końca życia zapamiętamy Misia w skrzydełkach motyla skaczącego w worku, obwiązanego folią. Kto nie widział niech żałuje!
Naszym pierwszym wspólnym wyjazdem była impreza organizowana przez zaprzyjaźnioną grupę Horda Włóczni i Miecza z Nowego Targu. Minusowe temperatury w nocy nie zraziły nas do spania w namiotach!
Wśród 6-osobowej rodziny, których wspólną pasją jest historia przedchrześcijańskich terenów słowiańskich i skandynawskich zrodził się pomysł założenia własnej grupy rekonstrukcyjnej. W ciągu kilku miesięcy dołączyły do nas trzy osoby. W tym składzie G.R.H GAWRA wyruszyła na swój pierwszy wyjazd.